wow

Bądź na bieżąco!

Jeśli chcesz być informowana/y o nowych rozdziałach kliknij przycisk znajdujący się obok!

Druga szansa - rozdział 11

Guz na potylicy Chi Fanga zniknął dopiero po trzech dniach. Na szczęście Matka Chi niczego nie zauważyła — inaczej znów popadłaby w głęboki niepokój. Lekarstwo podarowane przez tajemniczego darczyńcę Chi Fang zabrał ze sobą do swojego mieszkania i starannie schował.

W końcu — świadomość, że ktoś się o ciebie troszczy, potrafiła nieoczekiwanie rozgrzać serce.

Podczas porannych ćwiczeń we wtorek Chi Fang usłyszał za plecami dwóch chłopaków plotkujących półgłosem.

Mówili, że ktoś dzień wcześniej poszedł na trening drużyny koszykarskiej i „przetrzepał” jednego z graczy tak doszczętnie, że tamten grał zapłakany, a trener, choć natychmiast chciał włączyć sprawcę do drużyny, spotkał się z odmową. Ofiara zaś, przy ostatnim rzucie, drżała cała i wyglądała, jakby miała się załamać psychicznie.

— Podobno z klasy trzynastej, ryczał żałośnie — stwierdził Chłopak A, cmokając dwukrotnie. — Cała drużyna widziała. Mówią, że chłopak może mieć traumę na całe życie.

— Nie wiadomo, co przeskrobał, bo tamten nic nie powiedział — westchnął drugi. — Ale słyszałem, że ten gracz miał słabe oceny, w szkole polegał tylko na sporcie. Miał jechać na zawody, a jakby wygrał… to może by się załapał na porządną uczelnię…

— Ale myślę — dodał szeptem Chłopak A — że to wszystko przez Yu Mo.

Na dźwięk znajomego imienia Chi Fang mimowolnie nastawił uszu.

— Yu Mo? Ten prymus z pierwszego roku? Przecież on nie ma nic wspólnego z drużyną koszykówki — powątpiewał drugi.

— Nie mów tak. Wczoraj wracałem późno i widziałem, jak tamten typ zablokował Yu Mo na bocznej ścieżce przy szkole — powiedział Chłopak A konspiracyjnym tonem.

Chi Fang zmarszczył brwi, odwrócił wzrok i zacisnął usta.

Czy ktoś mógłby wreszcie uświadomić przyszłemu rekinowi biznesu, że pałętanie się po bocznych uliczkach nie wróży niczego dobrego?

— I co dalej…? — zapytał Chłopak B, lecz zanim otrzymał odpowiedź, poczuł dłoń na ramieniu.

Z przerażeniem obejrzał się i zobaczył… nauczyciela WF-u stojącego tuż za nim.

— Pa-pan, panie trenerze! — wybąkał, stając na baczność. Plotki musiały poczekać.

Chi Fang westchnął bezgłośnie. „Jak już plotkujecie, to dokończcie. Został wam jeden akapit — mam go dosłuchać jutro?!”

Po zakończonych zajęciach sportowych, Chi Fang wrócił z resztą klasy do sali, po drodze rzucając przelotne spojrzenie w stronę Yu Mo — nie zauważył jednak żadnych oznak walki.

Wielki Szef jak zwykle wyglądał dostojnie i nienagannie — przynajmniej z wierzchu nie widać było, by ucierpiał.

Chi Fang odwrócił głowę i skupił się na lekcji.

Był to angielski — rzadki moment wytchnienia. W poprzednim życiu, by nie przynieść wstydu rodzinie Chi, w zaledwie trzy miesiące opanował język na tyle, by płynnie się komunikować.

Później, mimo iż zdobył inwestora, nie porzucił nauki angielskiego.

Teraz, patrząc na podręcznik licealny, miał wrażenie, że czyta wypracowania z podstawówki.

Nauczyciel angielskiego spojrzał na Chi Fanga, który beztrosko obracał długopis w palcach. Wieść o przemianie chłopaka rozeszła się już wśród pedagogów — wszyscy cieszyli się z jego postępów. Poza nauczycielem angielskiego.

Ten czuł wyłącznie frustrację.

Bo na jego lekcjach Chi Fang nie przejawiał zapału. Nie notował pilnie. Nie słuchał z zaangażowaniem. Ba, zdarzało się, że rozwiązywał zadania… z matematyki!

Wściekłość gotowała się w nauczycielu, ale powtarzał sobie, że jeszcze parę dni i może się poprawi. Minął tydzień.

A Chi Fang nadal był w swoim świecie.

— Chi Fang — nauczyciel odłożył kartkę — odpowiedz.

Chi Fang spojrzał spokojnie, wstał i odczytał swoje rozwiązanie.

Nauczyciel słuchał coraz bardziej zdumiony. Wszystkie odpowiedzi były poprawne, nawet jedna z podchwytliwym haczykiem została wyłapana.

Czyżby… ściągał?

Przesunął wzrokiem po sąsiadach Chi Fanga. Nie — raczej nie.

— Siadaj — powiedział wreszcie, z wyrazem, którego nie dało się jednoznacznie zinterpretować. — A teraz, spójrzmy na pierwsze pytanie…

Chi Fang usiadł i skupił się, by nie dać powodu do kolejnego wezwania. Przysłuchiwał się wykładowi aż do dzwonka.

Gdy lekcja dobiegła końca, poczuł ulgę. Już chciał się rozluźnić, gdy podszedł do niego Pang Zifei i zaproponował wspólną wyprawę do toalety.

Chi Fang po raz kolejny zastanowił się, czemu w liceum uczniowie mają ten dziwny zwyczaj „chodzenia w parach” do WC. Westchnął i ruszył za kolegą.

Ledwie zeszli na dół, natknęli się na znajomego.

— Hej, to chyba ten gość, co cię wtedy walnął — wskazał Pang, marszcząc brwi.

Chi Fang podniósł wzrok i rzeczywiście — chłopak z tamtego dnia. Twarz miał bladą, z siną plamą przy ustach.

Szedł z pochyloną głową, jakby chciał zniknąć.

Kiedy ich mijał, Pang stanął mu na drodze z teatralnym tonem:

— O, a któż to taki?

Chłopak podniósł gwałtownie głowę. W jego oczach błysnęła złość — ale na widok szyderczego uśmiechu Panga, odwrócił spojrzenie.

Chi Fang stał z boku, jakby był przypadkowym widzem.

Chłopak coś zabulgotał w złości, po czym… nagle opadł z sił, spuścił głowę i bokiem minął Panga, po czym rzucił się w stronę budynku szkolnego, jakby goniły go duchy.

— ??? — Pang Zifei spojrzał za nim zdziwiony. — Serio, ja aż tak przerażająco wyglądam?

Chi Fang również zdumiał się, ale zamiast odpowiedzieć, poklepał przyjaciela po ramieniu:

— Idź do tej toalety, bo zaraz nie zdążysz.

Po szkole Pang poszedł na trening — ostatnio miał napięty grafik. Chi Fang, co rzadko się zdarzało, nie został w klasie. Gdy tylko zabrzmiał dzwonek, spakował się i zniknął. Yu Mo był odrobinę spóźniony, więc gdy wyszedł, Chi Fang już zniknął mu z oczu.

Yu Mo przyspieszył kroku, szukając go po drodze, ale nie znalazł. Do domu wrócił lekko zawiedzony.

Tymczasem Chi Fang nie opuścił terenu szkoły, tylko poszedł w stronę klasy trzynastej.

Gdy uczniowie zaczęli wychodzić, jego wzrok szybko wychwycił znajomą sylwetkę.

Chłopak wyglądał na zrelaksowanego. Spokojnie pakował rzeczy do plecaka i nie wdawał się w rozmowy. Wychodził jako jeden z ostatnich.

— Cześć — zagadnął Chi Fang, zatrzymując się przed nim z uśmiechem. — Masz chwilę? Chciałbym o coś zapytać.

Chłopak drgnął, zaskoczony. Odruchowo chciał się cofnąć, ale Chi Fang złapał go za łokieć, nie przestając się uśmiechać:

— Przepraszam… masz czas?

Ton był łagodny, ale… niósł w sobie coś groźnego.

Chłopak zadrżał i przełknął nerwowo.

— T-tak… mam…

Najchętniej cofnąłby czas i nigdy nie zaczepiał tej osoby.

Chi Fang puścił go i ruszył spokojnie. Wiedział, że chłopak nie odważy się uciec. W razie czego — złapie go jutro. Chłopak podreptał za nim, podświadomie wiedząc, że nie ma wyboru.

Dotarli na opustoszałe już boisko, zatrzymali się pod drzewem.

— Ty… — zaczął Chi Fang. — Boisz się mnie? Dlaczego?

Chłopak zgarbił się, pełen żalu i wyrzutów sumienia.

— Bracie, ja naprawdę wiem, że źle zrobiłem. Już więcej się nie pokażę…

Chi Fang zmrużył oczy.

— Ktoś cię pobił i kazał trzymać się ode mnie z daleka?

Chłopak skinął głową ze smutkiem.

— Bo mnie uderzyłeś?

Znów potwierdzenie.

— Yu Mo?

Chłopak przytaknął… ale po chwili jakby się ocknął i pokręcił gwałtownie głową.

— Nie, nie, nie! To moje sumienie! To ja sam… sam sobie przyłożyłem, bo się źle czułem z tym, co zrobiłem!

Chi Fang spojrzał na sińce pod jego okiem i… przewrócił oczami.

 

Cattuccino

Wasze wsparcie sprawia, że mogę dalej poświęcać czas i energię na tłumaczenie opowiadań, które tak lubicie. Każdy gest, nawet najmniejszy, pomaga mi utrzymać stronę i rozwijać się w tym, co kocham robić. Jeśli doceniacie moją pracę i chcielibyście wesprzeć mnie w dalszym tworzeniu, serdecznie zapraszam do wpłacenia datku przez Ko-fi. Dzięki Wam mogę dostarczać kolejne rozdziały!

Dziękuję za Waszą życzliwość i wsparcie!

Dodaj komentarz